Menu główne:
30 stycznia 2006 roku wybrałem się do wioski Oziomoje, 120 km od Czkałowa. Oziomoje to “wyjątkowa” wieś. Zamieszkiwana jest w 90% przez Polaków. Kiedy wjeżdżałem do niej samochodem mile zaskoczył mnie napis na tablicy informacyjnej. Było tam: OZIORNOJE. PARAFIA KRÓLOWEJ POKOJU. Nigdzie wcześniej na terytorium Rosji i Kazachstanu nie spotkałem nazwy wsi z religijnym "dopiskiem".
Oziomoje jest ważnym ośrodkiem kultu Matki Bożej, o czym świadczą piesze pielgrzymki z okolicznych miejscowości. Stworzono tutaj sanktuarium Królowej Pokoju. W 1993 roku został konsekrowany kościół, a 2 lata później bp Jan Lenga MIC oddał w opiekę Matki Bożej Królowej Pokoju Kazachstan i całą Azję Środkową. W 1997 r. Oziomoje było świadkiem dwóch wydarzeń. Na pobliskiej Sopce Wołyńskiej -
Anna Białas, 86 letnia kobieta (deportowana w 1936 r. z Ukrainy), opowiadała, że w 1940 roku bezustannie padały deszcze, ziemia zamarzała i odmarzała, padał śnieg i tak na zmianę. Ni stąd ni zowąd, w ciągu jednego dnia wszystko się roztopiło i pojawiło się bardzo dużo wody, a w zagłębieniu powstało jezioro. Po pewnym czasie przyjechała władza z Kokszetau i przywiozła ryby, które wpuszczono do nowopowstałego zbiornika. Jezioro miało głębokość 5 metrów i długość 5 km. Ryb w nim było tyle, że wystarczało ich nie tylko dla wyżywienia wsi i rejonu, ale także i dla głodującej Karagandy. Do Oziomoje przylatywały samoloty transportowe, które zabierały nadmiar ryb. I takim oto sposobem ludzie mieli co jeść i przeżyli ciężkie czasy. Jezioro wyschło w 1955 roku.
Postanowiłem porozmawiać z jeszcze jedną osobą, pamiętającą tamte trudne czasy. Udałem się do 77 letniego Marcina Słobody, który powiedział mi, że na drugi rok od powstania jeziora wpuszczono do niego karasie. Każdy mężczyzna i chłopak w wiosce umiał związać z nitek sieci, żeby złowić rybę, której było bardzo dużo, a i jezioro było ogromne -
Po takiej dozie informacji udałem się do słynnej figury Matki Bożej. W jedną stronę szedłem 20 minut. Niektórzy twierdzą, że ta figura ustawiona jest dokładnie pośrodku byłego jeziora. Ale kiedy do niej doszedłem, utwierdziłem się w przekonaniu, że tak być nie może. Stoi ona na brzegu, przy gromadzie ogromnych kamieni, do których sięgała woda. Ale rzeczywiście jezioro było duże. I kiedy tak stanąłem przy tym wysokim słupie, na którym umieszczono niewielkich rozmiarów, wykonaną z mosiądzu, figurę Matki Bożej z Rybami (trzyma je w lewej ręce w sieci) powiedziałem do siebie w duchu: "Dziękuję Ci". I w tym samym momencie zza chmur wyszło piękne zachodzące już słońce i oświetliło mi twarz. Zaśmiałem się sam do siebie. Czyżby to był jakiś znak?! Słońce długo jeszcze nie zachodziło za horyzont, a ja z kotłującymi się w sobie myślami wróciłem do wioski.
Z tego wszystkiego istotne i zarazem ważne jest to, że ludzie w tej wsi są bardzo mili, życzliwi, pobożni, dobrzy i radośni. I to jest wielki cud, do którego nikt nie może mieć wątpliwości.
Andrzej Malinowski
Przedruk za: Głos Polski, Nr 15 (kwiecień -