Historia deportacji mojej rodziny - Zgromadzenie Księży Marianów - Tajynsza

Idź do spisu treści

Menu główne:

Historia deportacji mojej rodziny

... > Wspomnienia


Moi dziadkowie: babcia Adela Kwapisz (ur. w 1904r.), dziadek Julian Kwapisz (ur. w 1896r.) na mocy postanowienia ZKL ZSRR Nr 776-120 z dnia 28.04.1936r. jako osoby narodowości polskiej z przyczyn politycznych w 1936 roku razem z dziećmi (syn  Ludwik miał 11 lat, córki: Celina 6 lat i Milena 2 lata) byli poddani przesiedleniu z obwodu Kamieniec Podolski do obwodu akmolińskiego w Kazachstanie - do “punktu 11” - obecnej Kamyszenki (rejon astrachański). Moja babcia miała wtedy 32 lata, dziadek 40.


Dziadkowie jechali 10 dób pociągiem towarowym. Wagony były podzielone na dwie grupy - przeznaczone dla ludzi i bydła. Pociąg rzadko się zatrzymywał. Postoje były krótkie, około 30 minut. Zazwyczaj stawał w lesie blisko rzeki, by można było napoić i nakarmić krowy, przygotować dla siebie herbatę. Dzieci w czasie postoju zajmowały się zbieraniem drewna, by móc zagotować wodę i rwały trawę dla bydła. Zdarzało się, że ludzie z okolicznych wiosek przynosili im jedzenie. W wagonach było ciemno, ciasno, a wieczorami chłodno. Dzieci spały na górnych półkach, dorośli na dolnych.


Po 10 dobach pociąg zatrzymał się w Żaltyrze. Była już późna jesień, miejscami step pokrywał śnieg. Z Żaltyru dziadkowie szli 5 dni do Kamyszenki. Dzieci i kobiety w ciąży jechały w wozie ciągniętym przez bydło. Kiedy byli już blisko wsi dostrzegli kołek wbity w stepie z napisem “Punkt 11”.


Dziadkowie zabrali z Ukrainy tylko najpotrzebniejsze rzeczy, to co mogli ze sobą unieść: kufer z odzieżą, naczynia, garnki, ziemniaki, beczkę miodu, mąkę, obrazy religijne, modlitewniki. Cały swój dobytek, dom, sad i pole zmuszeni byli porzucić. Babcia po powrocie do Polski (1956r.) zastanawiała się nad przyczynami deportacji i doszła do wniosku, że do Kazachstanu byli zsyłani ludzie według następujących kryteriów:


I grupę stanowili ludzie wykształceni, szlachetnie urodzeni, bo byli zagrożeniem dla Stalina;
II grupę ludzie, którzy znali się na uprawie ziemi, byli darmową siłą roboczą w zagospodarowywaniu kazachstańskich stepów.


We wsi rosła wysoka trawa - kowyl. Rzeka otoczona była sitowiem i szuwarami, stąd wzięła się nazwa wsi Kamyszenka (z ros.
камыш - sitowie). Dla dziadków nie było przygotowanej ziemianki, więc musieli ją sobie sami wykopać. Budowali ją z samanu - cegły zrobionej z gliny z domieszką siana. Z takiej samej cegły postawili piec. Z rozkazu komendanta budowali takie ziemianki i innym zesłańcom. Do czasu wybudowania ziemianki dziadkowie wraz z dziećmi spali w stepie pod gołym niebem. Wtedy to właśnie dziadek zachorował na zapalenie stawów, ponieważ nocą bywały przymrozki. Zaraz po przyjeździe został skierowany do przymusowej pracy - uprawiał ziemię. Babcię z kolei zabrano do  budowy tamy nad rzeką. Od dźwigania nosiłkami piasku, miała głębokie rany na ramionach. Pracowała bez wytchnienia od rana do wieczora. Kiedy z powodu choroby nie mogła pójść do pracy, była aresztowana i pozbawiana wynagrodzenia w formie jedzenia. Dzieci siedziały  wtedy same w domu, w zimnie i bez pożywienia.

Najtrudniejszym okresem pobytu na zesłaniu była zima. Ziemianki bywały zasypane śniegiem - z daleka widać było tylko ich kominy. Zawsze było w nich zimno, chociaż paliło się w piecu. Głównym źródłem opału była słoma i kiziak (wysuszone zwierzęce odchody). Ściany od wewnątrz pokrywał śnieg i lód. Z sufitu zwisały sople. Zimą zawsze brakowało jedzenia. Życie dziadków upływało na ciągłej pracy. Nawet buran nie był od niej zwolnieniem. Babcia nie mogła przyzwyczaić się do życia pod kontrolą komendantury, że nie może się modlić i mówić po polsku.


Kiedy wybuchła II wojna światowa ich syn Ludwik został “wzięty” do polskiej armii. W 1941 roku dziadek wyjechał do przymusowej pracy do kopalni w Karagandzie. Był tam 5 lat. Babcia została z dziećmi, bez środków do życia. Ukojenie znajdowała tylko w modlitwie. W 1947 roku urodził im się syn, Bolesław - mój ojciec.W styczniu 1956 roku dziadkowie zostali zwolnieni z zesłania na mocy rozporządzenia MSW ZSRR Nr 684/11 z dnia 23.01.1956r. Otrzymali białą, zalakowaną kopertę, w której znajdowało się zaproszenie do Polski od ich syna Ludwika.


Odwiedziłam miejsca zesłania moich dziadków.  Cieszę się, że dane mi było zobaczyć to wszystko właśnie tutaj, na kazachstańskiej ziemi, gdzie moi bliscy spędzili tyle lat, ponieważ  wiele zrozumiałam i odkryłam. I jestem z nich dumna, że nie poddali się przeciwnościom losu i że wytrwali.

Urszula Kwapisz
nauczycielka j.polskiego skierowana przez CODN
w Warszawie do pracy w Andriejewce
obwód akmoliński
Przedruk za: Głos Polski, Nr 14 (styczeń - luty - marzec 2006)

 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego