Granice ludzkiej wytrzymałości - Zgromadzenie Księży Marianów - Tajynsza

Idź do spisu treści

Menu główne:

Granice ludzkiej wytrzymałości

... > Wspomnienia


W Kazachstanie spędziłem już ponad dwa lata. Pierwszy raz przyjechałem tu 22 marca 2006 roku. Nie znałem nikogo, praktycznie nikt na mnie nie czekał, nie miałem pojęcia jak ułoży się tu moje życie. Już wysiadając w Astanie z pociągu, czułem ogromny strach, przerażenie i w pierwszym momencie pomyślałem o powrocie do kraju. Przed świtem dotarłem do miejsca przeznaczenia, gdzie nikt mnie nie znał. Nie było mieszkania ani przygotowanego miejsca pracy. Jednak Polacy w mieście Kokszetau szybko zorganizowali się i pomagali jak mogli. Po trzech miesiącach pracy i mieszkania w trudnych warunkach (jak mi się wtedy wydawało) wróciłem na wakacje do Polski, do siebie i do swoich. Zostawiłem tu rodzinę i przyjaciół, za którymi bardzo tęskniłem w Kazachstanie. Wahałem się jakiś czas, czy wrócić na to „zesłanie”, ale pod koniec wakacji już było mi trudno doczekać się powrotu do swoich „bliskich” w Kokszetau!


Wróciłem do miejsca, gdzie na mnie czekano i przyjęto już jak swojego. W trudnych sytuacjach, w momentach, kiedy pojawiały się problemy, zawsze znaleźli się ludzie, którzy bezinteresownie i skutecznie nieśli pomoc. Przeżyłem wiele przygód (w podróży, noce w stepie itp.), poznałem trudne warunki życia i mieszkania w Kazachstanie, nieporównywalne z życiem w Polsce - mrozy, burany, a nawet biedę w niektórych momentach. Ale to wszystko uodporniło mnie, wzmocniło mój organizm i charakter, potwierdziło to, że żyć można wszędzie i można przywyknąć do najtrudniejszych nawet warunków egzystencji. Ale ważne jest to, żeby nie być obcym i samotnym, a ja znalazłem w Kazachstanie ludzi dobrych, wielu przyjaciół. Wielu z nich mieszka już na stałe w Polsce. Kiedy jestem w kraju, zapraszają mnie, cieszą się, tak jak i ja, że możemy się spotkać.


Mija kolejny rok pracy i, myśląc o wakacjach w kraju, cieszę się, ale wiem, że w Polsce będę tęsknił za tymi, których zostawię tu - za ludźmi, na których można liczyć. Nie chcę nikogo pominąć, dlatego nie wymieniam żadnych osób z imienia i nazwiska. Kochani Polacy z Kokszetau, dziękuję Wam za wszystko, co dla mnie zrobiliście, dziękuję też tym, którzy studiują już w Polsce i mam z nimi kontakt. Myślę, że po zakończeniu pracy w Kazachstanie będziemy nadal w kontakcie i z tymi, którzy tu zostaną, i z tymi, którzy będą mieszkać w Polsce.


W ciągu tych dwóch lat często myślałem o ludziach, których przywieziono siłą w stepy kazachstańskie przed dziesiątkami lat. Też nie wiedzieli, gdzie jadą, co tam zastaną i kogo poznają. Ale ich sytuacja była bez porównania gorsza od mojej - nie mieli dachu nad głową i byli prześladowani. Ile człowiek może znieść, ile może wytrzymać? Granice ludzkiej wytrzymałości są nieokreślone. Pomagali im przystosować się do nowych, trudnych warunków życia miejscowi mieszkańcy Kazachowie. Znaleźli dobrych ludzi, z którymi zaprzyjaźnili się, połączył ich wspólny los.


Bez pomocy innych, wspólnego przeżywania trosk i kłopotów, nie można byłoby przetrwać prześladowań i trudów codziennego życia, o których już wiele pisano, a które są nie do opisania. Podziwiam ludzi, którzy przeżyli tu swoje trudne życie, a szczególnie tych, którzy mają ponad 70 i 80 lat. Najczęściej do dziś boją się oni mówić o przeszłości, o swoim życiu.


Oby podobny los nie spotkał już nikogo. Oby już nikt i nigdy nie musiał tęsknić za bliskimi, za swoim krajem i za spokojnym życiem. Oby nikomu nie brakowało przyjaciół, którzy pomogą w potrzebie. Bądźmy silni i wytrwali, bo, jak powiedział Ernest Hemingway:
Сzłowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”!


Jan Wielgoś
Przedruk za: Głos Polski, Nr 23 (kwiecień - maj - czerwiec 2008)


 
Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego